20 stycznia 2025

Projekty prośrodowiskowe – potrzebne planecie i biznesowi, wspierane przez Państwo

Dlaczego projekty środowiskowe są nierentowne? Na czym się zwykle koncentrują i jaki jest ich cel? Czy warto korzystać ze wsparcia i dotacji na ich realizację? – rozmawiamy z Barbarą Brzezińską, starszą menedżerką z Zespołu Ulg i Dotacji, PwC Polska.

Ostatnio wiele mówi się o spadku konkurencyjności firm europejskich. Natomiast wewnątrz UE rosnące koszty – głównie pracy i energii – powodują, że Polska staje się znacznie mniej konkurencyjna. Czy zmiana w kierunku GOZ (gospodarki obiegu zamkniętego) może być receptą na to negatywne zjawisko?

Dyskutując o działaniach z obszaru GOZ trzeba pamiętać, że z założenia projekty środowiskowe są nierentowne i nie dają bezpośredniej korzyści przedsiębiorcom w postaci większej sprzedaży czy większych zysków. Koncentrują się one na zmianach wewnętrznych, które pozwalają np. zagospodarować odpady powstające przy produkcji. Zatem takie projekty nie do końca bezpośrednio przekładają się na konkurencyjność przedsiębiorców na rynku. Przykładem takiego projektu jest m.in. zamknięcie obiegu wody na produkcji, której wiele gałęzi przemysłu zużywa ogromne ilości. Oczywiście zużycie wody kosztuje firmę, i jak zamknie ten obieg to zapewne koszty zużycia wody spadną. Natomiast nie ma to bezpośredniego przełożenia na przychody firmy, gdyż nie ma to nic wspólnego z tym, że proces produkcyjny będzie bardziej efektywny i firma dzięki temu zwiększy ilość produkowanego produktu w jednostce czasu, albo sam produkt też się nie zmieni więc firma nie będzie miała przesłanek do podniesienia jego ceny. 

Co w takim razie się zmienia, co powinno zachęcić firmy do ich wdrażania?

Zmienia się przede wszystkim wizerunek – postrzeganie firmy, która wprowadza modele GOZ jest zdecydowanie lepsze. A pamiętajmy, że coraz więcej klientów zwraca na ten aspekt uwagę. Zatem pośrednio, wprowadzanie modeli GOZ wpływa na wzrost konkurencyjności, gdyż produkty stają się bardziej atrakcyjne dla konsumentów.

Czyli raczej motywacja wizerunkowa zamiast finansowej?

Nie można tak jednoznacznie powiedzieć. Motywacja finansowa jest przecież w postaci tych wszystkich programów i dodatkowego wsparcia, z którego firmy mogą korzystać. W niektórych z nich podane jest wprost, że rozwiązanie, które ma być wdrożone nie może być z zasady rentowne. Pamiętam, że na początku nas, jako konsultantów, doradców, ten zapis mocno zdziwił. Jednak zrozumieliśmy po co on jest – przecież przedsiębiorca nie wprowadza niczego, co pozwoli mu lepiej, więcej czy szybciej sprzedawać. Wprowadza zmianę wewnętrzną, opartą na modelu GOZ, która niekoniecznie musi być również rentowna. Zatem ten zapis daje przede wszystkim ogromny komfort, że nikt nie będzie przedsiębiorcy odpytywał o wskaźniki sprzedaży czy przychodowości osiągniętej w wyniku realizacji projektu GOZ.

Czy to oznacza, że projekt zamykania obiegu nie do końca spina się finansowo? 

Myśląc o realizacji projektu w modelu GOZ trzeba przede wszystkim przeprowadzić analizę i dokładnie określić jakie mamy potrzeby. I czy w ogóle jakieś zmiany są możliwe. Nie ma przecież sensu finansować inwestycji, które nie wpływają na nasz biznes. 

Najgorszym kierunkiem, jaki przedsiębiorca może wybrać to najpierw znaleźć dotację, a potem dopasować działania. Postępując w ten sposób nic dobrego nie osiągniemy. Po pierwsze, w takiej sytuacji łatwo dostrzec, że działanie jest naciągane. Potem trzeba się mocno nagimnastykować, aby taki projekt rozliczyć. Na koniec, po trzech latach okazuje się, że to nikomu nie było potrzebne, narobiliśmy się, ponieśliśmy koszty i generalnie to był zły pomysł.

Czyli najpierw wyzwanie a potem finansowanie?

Zachęcam przede wszystkim, żeby sprawdzić, jakie mamy rzeczywiście potrzeby i z czym się zmagamy, co jest naszym wyzwaniem. Czy jest nim np. zużywanie zbyt dużych ilości wody. Wówczas zamknięcie obiegu w procesie produkcyjnym nie tylko będzie korzystne dla środowiska, ale także obniży nasze koszty.

Inna sytuacja może dotyczyć odpadu powstałego podczas produkcji – być może płacimy kolosalne pieniądze za jego utylizację. Tymczasem wystarczy go przetworzyć, zrobić granulat i zawrócić do obiegu, jako surowiec wtórny. 

Zatem przydaje się spojrzenie z zewnątrz np. okiem audytora. Łatwiej wówczas wskazać, gdzie jest problem. Audytor rzeczywiście podczas wizyty na produkcji sprawdza każdy element, wszystkie surowce, wszystkie odpady, zużywane materiały. Proponuje bardziej efektywne ustawienie linii produkcyjnej czy zużywanie mniej materiału albo wprowadzenie czegoś nowocześniejszego. Taki audyt zwykle jest bardzo racjonalny. Pozwala sprawdzić, jak aktualna działalność wygląda na tle rynku i czy ten GOZ ma u mnie rację bytu. Czy są jakieś obszary, które można by było zagospodarować, przeanalizować i wdrożyć inne rozwiązania.

Popatrzmy zatem z punktu widzenia raportowania ESG. Takie działania jak redukcja zużycia wody czy ograniczenie ilości odpadów są bardzo korzystne środowiskowo. Jednak podstawowym kryterium dla inwestorów jest emisyjność i ślad węglowy. Gdzie jest więc miejsce dla modeli GOZ w raportowaniu niefinansowym?

Obecnie to emisja CO2 jest liczona i sprawdzana. Inne wskaźniki mogą być po prostu mile widzianym dodatkiem, ale nic tak naprawdę w raportowanie CSRD nie wniosą. Nie zapominajmy jednak o już wspomnianych wcześniej aspektach wizerunkowych. Obecnie w relacjach B2B, czy B2C klienci są naprawdę bardzo świadomi i patrzą przed nawiązaniem współpracy szerzej, na różne inne aspekty. Działanie w modelu GOZ zdecydowanie ułatwia start i wygranie przetargu. 

Czy są już na rynku firmy, które spokojnie o sobie mogą powiedzieć – my już działamy w modelu GOZ i nie mamy co zmieniać?

Mamy bardzo zaangażowanych przedsiębiorców, którzy temat GOZ-u zaczęli wdrażać i wdrożyli dawno, dawno temu. Wielu z nich wprowadziło zmiany nawet 5 lat temu i dziś mówią nam: my już zrobiliśmy, my nie potrzebowaliśmy finansowania, nam te zmiany były po prostu potrzebne, teraz widzimy z tego korzyści.

To są głównie większe firmy, korporacje, mające zagranicznych właścicieli. I to właśnie od tych Holendrów, Hiszpanów czy Francuzów przychodziły pomysły i inspiracje. Naszym spółkom zależało, aby pokazać, że też potrafimy je realizować. Dlatego też w największych firmach nie ma już często przestrzeni do wielu zmian. Stąd finansowanie i programy skierowane są do firm mniejszych, głównie z sektora MŚP.

Na jakie wsparcie może liczyć przedsiębiorca, który decyduje się na przejście na GOZ?

Najpierw trzeba przyjrzeć się swojej organizacji, zidentyfikować wspomniane już wyzwania i potrzeby. Określić z czym się dzisiaj zmagamy, sprawdzić czy są może dostępne jakieś gotowe rozwiązania. Dlatego mamy do wyboru dwie ścieżki projektowe: badawczo-rozwojową lub wdrożenie gotowego, dostępnego rozwiązania. 

Na czym polega taki projekt badawczo-rozwojowy?

Wyobraźmy sobie firmę produkującą opakowania z tworzyw sztucznych np. butelki, kanistry, pojemniki, pudełka. Mamy wyzwanie czy problem, np. z odpadem po produkcji tych produktów, gdyż oczywiście zdarzają się problemy na produkcji i jakieś ubytki, więc te produkty niezgodne z normami powinny trafić do utylizacji. Dodatkowo firma zidentyfikowała, że za dużo jest tego odpadu, najwidoczniej jest potrzeba zweryfikowania technologii produkcji, skąd wynika tak duży odpad. Nie ma jednak na rynku dostępnej technologii, która pomogłaby ten odpad w jakiś sposób przemielić i nawrócić do produkcji, ze względu na szczególny skład tego tworzywa. Musimy zatem go w sposób klasyczny oddawać i ponosić koszty z tym związane. Brak gotowego rozwiązania, to pomysł, żeby rozwinąć taką technologię, zaangażować środowisko naukowe np. jakąś uczelnię, rozpocząć współpracę i zrealizować razem projekt badawczo-rozwojowy. Oznacza to, że badamy sytuację, rozwijamy technologię i później ją możemy u siebie zastosować.

Na takie innowacje jest bardzo dużo pieniędzy. Ich odbiorcami mogą być największe firmy oraz te najmniejsze – nie ma żadnych ograniczeń. Zasady ich przyznawania są tak skonstruowane, że w pełni dają komfort – jeśli projekt się nie powiedzie nie trzeba zwracać dotacji. 

A jeśli okaże się, że taki projekt jest po prostu niemożliwy do realizacji. Co w takiej sytuacji?

W przypadku dotacji na badania i rozwój, niezależnie czy w GOZ-ie, czy w jakimś innym obszarze, zapisy umów o dofinansowanie biorą pod uwagę ryzyko niezrealizowania projektu ze względów technologicznych. Stanowią one, że jeżeli technologicznie nie dojdziemy do zakładanego rezultatu, nie znajdziemy rozwiązania, mimo że poruszyliśmy niebo i ziemię, zaangażowaliśmy jednostkę naukową, instytuty, przetestowaliśmy i stwierdzamy, że nie ma takiej możliwości, żeby wypracować rozwiązanie, to rozstajemy się z instytucją – NCBR-em czy z PARP-em. Jednak dotację, którą pobraliśmy do tego momentu, zatrzymujemy dla siebie. Mówimy stop realizacji projektu, więcej nie chcemy, gdyż nie zajdziemy dalej, bo niestety technologicznie polegliśmy.

Na ile dla instytucji badawczych projekty GOZ są atrakcyjne?

Bardzo chętnie biorą w nich udział – też przecież dostają dotacje i wsparcie. Ze strony państwa celem takiego działania jest łączenie biznesu i nauki. 

Takich sytuacji, łączenia biznesu z nauką, jest jednak zdecydowanie mniej. Mamy już rozwinięty rynek na tyle, że przedsiębiorstwa podsuwają różne pomysły – jesteśmy zatem częściej w tym drugim scenariuszu – korzystania z dostępnych rozwiązań. 

Czyli mamy problem, widzimy, że rzeczywiście ten odpad można by było zawrócić do produkcji i szukamy gotowego rozwiązania?

I najczęściej, jak dobrze poszukamy, to się okaże, że na przykład jest 15 firm, które dostarczają maszyny do przetwarzania plastiku. Naszym zadaniem jest jedynie odpowiednie dostosowanie procesu produkcji. Krótko mówiąc: kupujemy gotowe i sprawdzone rozwiązanie z półki. Być może musimy je nieco dostosować, ale generalnie nie szukamy i nie wymyślamy nic nowego.

W takiej sytuacji firmy, szczególnie małe i średnie, mogą także liczyć na dofinansowanie. Może ono wynieść 50 czy nawet 70 proc. nakładów. To realna zachęta i faktyczne wsparcie.

Na co trzeba zwracać uwagę korzystając z dotacji?

Jeżeli korzystamy ze środków publicznych, należy na pewno mocno pilnować tego co w dokumentacji obiecaliśmy instytucji je przyznającej. To jest bardzo ważne. Każde słowo we wniosku ma znaczenie i każde słowo jest obietnicą. Jeżeli obiecaliśmy, że będziemy produkować np. 30 milionów ton papieru toaletowego z recyklingu, a tego nie robimy, to może być zagrożenie dla tej dotacji.

Trzeba realizować projekty zgodnie z założeniami. Wszelkie problemy, które napotykamy i nie zostały np. przewidziane na etapie wniosku, niestety są naszym ryzykiem. Mogą spowodować utratę dotacji w całości lub w części. 

Czy tak się często zdarza? 

Oczywiście zdarza się, ale nie jest to jakaś duża skala. Nie można stwierdzić, że w Polsce są głównie przedsiębiorcy i beneficjenci, którzy opowiadają co innego we wniosku, a później realizują co innego i muszą oddawać pieniądze. Raczej są to marginalne przypadki. Zdarzają się też sytuacje celowych defraudacji pieniędzy publicznych. 

Jednak, gdy przedsiębiorca po prostu nie przewidział czegoś na etapie pisania wniosku, coś mu się pomyliło lub teraz się właśnie zetknął z jakimś problemem rynkowym – zwykle można znaleźć rozwiązanie i dojść do porozumienia z instytucją.

Jest dużo przepisów, też na poziomie Komisji Europejskiej, które możemy w takich sytuacjach zastosować. Nikomu nie zależy przecież na powstrzymywaniu rozwoju, zabieraniu dotacji i odzyskiwaniu pieniędzy.

Jakie są bariery, które można przy okazji ubiegania się o dotacje napotkać?

Etap przygotowania konkretnego wniosku do programu zwykle wymaga przeanalizowania dziesiątek czy nawet setek stron różnej dokumentacji, przepisów. Zagłębienia się w niuanse. Wszystko po to, aby zrobić to bezpiecznie i porządnie. Szczególnie, gdy mamy do czynienia z milionowymi inwestycjami, to naprawdę warto albo oddelegować konkretną osobę z firmy, która tylko tym się zajmie albo współpracować z wyspecjalizowanymi doradcami.

Dziękujemy za rozmowę.

Aleksandra Myczkowska-Utrata, Jakub Paszyński